Przeminęło z wiatrem
Wakacje dawno już wyciągnęły wszystkich wędrowców z domu. Pora pachnąca sianem, czas odpoczynków przy drodze. Czas dobry, bo pozwala zauważyć rzeczy, na które zwykle – w pośpiechu – nie zwraca się uwagi.
Dzisiaj parę słów o wiatrakach…
Dzisiaj parę słów o wiatrakach…
Wiatrak w Gogołowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Naonczas spostrzegli trzydzieści lub czterdzieści wiatraków na tym polu. Ujrzawszy je, Don Kichote powiedział do giermka: - Fortuna sprzyja naszym zamiarom bardziej, niżbyśmy pragnąć mogli…”
Nie będziemy szukać tych występujących „stadami”, po kilka, kilkadziesiąt, ale tych, które jeszcze gdzieś tam stoją samotnie, zbudowane dawno temu, by mielić zboże i zapewnić dostatek i prestiż właścicielowi. Jeśli więc będziecie podróżowali po Dolnym Śląsku, jeśli zatrzymacie się i zobaczycie gdzieś samotny szkielet albo poszarpane śmigi… pomyślcie, że „Fortuna sprzyja…” - znaleźliście właśnie jeden z charakterystycznych niegdyś elementów dolnośląskiego krajobrazu.
Koźlak w Buszkowicach
Jadąc drogą krajową 292 ze Ścinawy w kierunku Cedyni przejeżdżamy przez wieś Buszkowice. Na południe od zabudowań, na prawo od drogi, na szczycie niewielkiego wzniesienia wśród pól stoi samotny wiatrak-koźlak z 1812 roku. Dojazd jest dobrze oznakowany. Był to jeden z dwóch działających wówczas w tej wsi wiatraków (drugi stał kiedyś ok. 200 m od niego, na zachód; nie ma po nim śladu poza znaczkiem na mapach do lat trzydziestych XX wieku).
"Koźlak" oznacza, że jest to wiatrak bez podmurówki, trzon jego konstrukcji stanowi umieszczona centralnie oś pionowa, umocowana w koźle, czyli dwóch skrzyżowanych belkach i podtrzymywana czterema zastrzałami. Oś umożliwia ustawienie go pod wiatr. Charakterystyczny jest także dyszel, służący do obracania wiatraka.
Buszkowicki koźlak ma konstrukcję słupowo-szkieletową, drewniane ściany, dwuspadowy, kryty gontem dach. Aktualnie jest pozbawiony śmigieł (zabrakło na nie pieniędzy w czasie ostatniego remontu w 2013 roku).
Po przeciwnej stronie względem śmigieł znajduje się wspomniany wcześniej drąg do obracania bryły. Od tej strony znajduje się także ganek ze schodami oraz – ponad nim – żuraw do transportu ziarna i mąki. Doświetlone kilkoma prostokątnymi oknami wnętrze jest podzielone na trzy kondygnacje: najniższa to cztery kozły wspierające sztember (pionowy słup o średnicy około 1 metra, na którym obraca się "koźlak"), środkowa z urządzeniami do przesypywania i odsiewania mąki, najwyższa – z mechanizmem koła palecznego (napędzającego kamienie).
Większość wyposażenia jest w dobrym stanie, kamienie wykonane w warsztacie Gottwalda w Głogowie. Obecny stan i ostatni generalny remont ten obiekt zawdzięcza sołtysowi Buszkowic, panu Janowi Śliwie, który zdobył środki na renowację tego zabytku. Interesujący jest ślad po przeróbce wiatraka – zachował się wykop z kołem przenoszącym napęd z maszyny parowej lub silnika spalinowego.
Holender w Gogołowie
Około 10 km od Świdnicy leży miejscowość Gogołów. Już z daleka można zobaczyć dumnie sterczące ku niebu śmigła i mocno zarysowaną sylwetkę tutejszego wiatraka. Gospodarze tego miejsca mówią o nim "Wiatrak Gogołów pod Ślężą". Rzeczywiście, na Ślężę stąd przysłowiowy rzut beretem…
Jest to wiatrak typu holenderskiego, ceglany, pokryty gontem, o nieruchomym korpusie i ze specyficznym dachem, który obraca się o 360 stopni, umożliwiając ustawienie śmigieł idealnie pod wiatr. Został tu wybudowany w 1830 roku (niektóre źródła podają rok 1857).
Jak większość dolnośląskich wiatraków, popadł w ruinę. Po II wojnie światowej traktowany jako "magazyn budulca", w końcu XX wieku trafił w ręce prywatne, dziś jest świetnie utrzymany i stanowi atrakcję turystyczną: można tu przenocować, zjeść posiłek, zorganizować imprezę okolicznościową. Budowla jest kompletna.
Wiatrak ma swoją legendę, którą chętnie dzielą się z odwiedzającymi jego obecni właściciele.
Holender w Gostkowie
Kolejnym miejscem na "Mapie Don Kichota" jest Gostków. Pół godziny od Świdnicy, około 20 minut od Wałbrzycha, przy drodze krajowej nr 375 trafiamy do wsi, która wśród wielbicieli historii zyskała ostatnio sławę dzięki działaniom Angeliki Babuli i fundacji "Anna", ratującej stary ewangelicki cmentarz.
We wsi warto oczywiście zajrzeć na ten cmentarz, warto obejrzeć kościół pw. Świętej Rodziny (dawnej pw. św. Barbary i Katarzyny), ruiny kościoła ewangelickiego z XVII wieku oraz widoczny z drogi Kamienna Góra – Stare Bogaczowice wiatrak typu holenderskiego. Wiatrak ten został wybudowany w II połowie XVIII wieku.
Jest to typowy "holender", murowany, otynkowany, z drewnianą "czapą" i pomostem. Do dziś zachowała się stalowa głowica i jedno śmigło. Po II wojnie światowej działał, zakończył pracę po wysiedleniu ludności niemieckiej, czyli po 1946 roku. Obiekt, który po 1990 roku został przekształcony w domek letniskowy, jest wpisany do rejestru zabytków.
Holender w Jerzmanowicach
Wyjeżdżając z Legnicy w kierunku Zgorzelca, ze Zgorzelca i Wrocławia w kierunku Legnicy, około 2 km od Chojnowa wjedziemy do Jerzmanowic. Na niewielkim wzgórzu stoi kolejny wspaniały "holender". Z daleka widać jego śmigła. Ceglany ośmiobok wspiera drewnianą konstrukcje słupową, zwieńczoną przez głowicę z czterema śmigłami i czaszę pokrytą gontem.
Takich drewnianych "holendrów" nie było wiele. Wewnątrz zachowały się fragmenty urządzeń napędowych. Wiatrak pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku.
W latach osiemdziesiątych XX wieku jego ruinę wypatrzył pan Eward Żekieć – i wiatrak stał się jednym z jego życiowych marzeń. Odkupił go od gminy z zamiarem wyremontowania i otwarcia w nim restauracji. Sam zarobił pieniądze na to przedsięwzięcie (przez dziesięć lat pracował w Austrii). Dziś jest tam kawiarenka (na I piętrze) i restauracja (na II piętrze). Specjalnością jest kuchnia wiedeńska.
Holender w Komorowie
Wyjeżdżając ze Świdnicy w kierunku Świebodzic trafiamy do Komorowa. W tej niedużej wsi stoi samotnie w polu nieźle widoczny z drogi krajowej nr 35 cylindryczny obiekt. Przy bliższym poznaniu okazuje się być wiatrakiem typu holenderskiego. Zbudowano go z cegły w pierwszej połowie XIX wieku, w pewnym okresie (początki XX wieku) pełnił funkcję wieży ciśnień dla pobliskiego majątku.
Obecnie – pozbawiony śmigieł – został zaadaptowany na budynek mieszkalny.
Holender w Mysłowie
Na trasie pomiędzy Jelenią Górą a Jaworem, mniej więcej w połowie drogi jadąc drogą krajową nr 3, leży Mysłów. W Mysłowie natkniemy się na kolejny z wiatraków, a ściślej – niestety – na jego ruinę. Wśród pól stoi nadkruszona kamienna "wieża", której wiek można określić jedynie z dużym przybliżeniem – na przełom XIX i XX wieku.
Był to niegdyś wiatrak typu holenderskiego, przykryty ruchomą, obrotową czapą utrzymująca śmigła. Ruina stoi przy żółtym szlaku z Mysłowa do Połoniny, za nią rozpościera się panorama Gór Ołowianych. Mieszkańcy Mysłowa wspominają, że był czynny jeszcze przez wiele lat po wojnie…
Paltrak w Pławikowie
Niemal na wjeździe do Lubiąża, od strony wsi Prawików, tuż przy drodze, stoi drewniany paltrak (typ wiatraka obracającego się na podstawie z łożyskiem: drewniany korpus paltraka spoczywał na specjalnych metalowych rolkach, które toczyły się po okrągłym torze jezdnym). Jest to jedna z tzw. "budowli młyńskich", licznych w majątku cystersów.
Powstał w 1798 roku jako czteropiętrowa, drewniana budowla z podcieniem. Na murowanej podstawie do dziś znajdują się łożyska, na których wiatrak obracał się w kierunku wiatru. Stabilizowały go 4 zastrzały. Na głowicy umieszczone są atrapy śmigieł.
W latach trzydziestych XX wieku był restaurowany, w latach sześćdziesiątych przebudowany, a ściślej – rozbudowany o nowe skrzydło budynku. Ta przebudowa uniemożliwiła obrót wiatraka, wiązała się z rezygnacją z napędu wiatrowego i zastosowaniem elektrycznego. Do 1973 roku działał jako młyn elektryczny.
Kilkadziesiąt metrów dalej, przy wyjeździe na Wołów, stal jeszcze jeden podobny wiatrak, niestety – runął w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Zachowany wiatrak ledwie się trzyma. Z daleka przypomina starą szopę, jego „rany” opatrzono przy pomocy blachy, a tabliczka informująca o "opiece" Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków trochę zakrawa na żart.
Prochowiec w Strzegomiu
Ostatnia na naszej liście jest ruina wiatraka prochowego w Strzegomiu. Obiekt potocznie jest nazywany "Basztą", stoi na terenie fortu. Są to pozostałości korpusu "holendra" z XVIII wieku. Wiatrak, a raczej to, co z niego zostało, stoi na wzgórzu Bazaltowym na terenie fortu, przy ulicy Niepodległości. Podobno w tym miejscu straszy – nocami włóczą się tu duchy czarownic, dla których było tu miejsce straceń…
W krajobrazie dziewiętnastowiecznego Dolnego Śląska wiele było wiatraków. Były chlubą ówczesnych wsi, zaś młynarze byli zwykle lokalnymi bogaczami. Wówczas stanowiły miarę postępu, dziś – te które ocalały – są cennymi zabytkami techniki.
Nieliczne miały szczęście, rozkochując w sobie kogoś, kto zechciał podarować im nowe życie. Inne, dziurawe, niszczejące, wiatrem podszyte, ciągle czekają na swój dobry los. Nie wszystkie da się uratować. Wiele już przepadło bez śladu. Warto więc te, które jeszcze pozostały, sfotografować, opisać, pokazać innym. Ocalić od zapomnienia. Warto w czasie podróży nieco zwolnić, rozejrzeć się w poszukiwaniu charakterystycznych sylwetek na horyzoncie i – jak Don Kichote pomyśleć "Fortuna sprzyja..."
✎ Iwona Błach, 2017
Nie będziemy szukać tych występujących „stadami”, po kilka, kilkadziesiąt, ale tych, które jeszcze gdzieś tam stoją samotnie, zbudowane dawno temu, by mielić zboże i zapewnić dostatek i prestiż właścicielowi. Jeśli więc będziecie podróżowali po Dolnym Śląsku, jeśli zatrzymacie się i zobaczycie gdzieś samotny szkielet albo poszarpane śmigi… pomyślcie, że „Fortuna sprzyja…” - znaleźliście właśnie jeden z charakterystycznych niegdyś elementów dolnośląskiego krajobrazu.
Koźlak w Buszkowicach
Jadąc drogą krajową 292 ze Ścinawy w kierunku Cedyni przejeżdżamy przez wieś Buszkowice. Na południe od zabudowań, na prawo od drogi, na szczycie niewielkiego wzniesienia wśród pól stoi samotny wiatrak-koźlak z 1812 roku. Dojazd jest dobrze oznakowany. Był to jeden z dwóch działających wówczas w tej wsi wiatraków (drugi stał kiedyś ok. 200 m od niego, na zachód; nie ma po nim śladu poza znaczkiem na mapach do lat trzydziestych XX wieku).
"Koźlak" oznacza, że jest to wiatrak bez podmurówki, trzon jego konstrukcji stanowi umieszczona centralnie oś pionowa, umocowana w koźle, czyli dwóch skrzyżowanych belkach i podtrzymywana czterema zastrzałami. Oś umożliwia ustawienie go pod wiatr. Charakterystyczny jest także dyszel, służący do obracania wiatraka.
Buszkowicki koźlak ma konstrukcję słupowo-szkieletową, drewniane ściany, dwuspadowy, kryty gontem dach. Aktualnie jest pozbawiony śmigieł (zabrakło na nie pieniędzy w czasie ostatniego remontu w 2013 roku).
Po przeciwnej stronie względem śmigieł znajduje się wspomniany wcześniej drąg do obracania bryły. Od tej strony znajduje się także ganek ze schodami oraz – ponad nim – żuraw do transportu ziarna i mąki. Doświetlone kilkoma prostokątnymi oknami wnętrze jest podzielone na trzy kondygnacje: najniższa to cztery kozły wspierające sztember (pionowy słup o średnicy około 1 metra, na którym obraca się "koźlak"), środkowa z urządzeniami do przesypywania i odsiewania mąki, najwyższa – z mechanizmem koła palecznego (napędzającego kamienie).
Większość wyposażenia jest w dobrym stanie, kamienie wykonane w warsztacie Gottwalda w Głogowie. Obecny stan i ostatni generalny remont ten obiekt zawdzięcza sołtysowi Buszkowic, panu Janowi Śliwie, który zdobył środki na renowację tego zabytku. Interesujący jest ślad po przeróbce wiatraka – zachował się wykop z kołem przenoszącym napęd z maszyny parowej lub silnika spalinowego.
Wiatrak w Buszkowicach / fot. Bogdan Basisko Adler |
Miejsce podłączenia dla innego napędu / fot. Bogdan Basisko Adler |
Leżące na zewnątrz koło młyńskie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Holender w Gogołowie
Około 10 km od Świdnicy leży miejscowość Gogołów. Już z daleka można zobaczyć dumnie sterczące ku niebu śmigła i mocno zarysowaną sylwetkę tutejszego wiatraka. Gospodarze tego miejsca mówią o nim "Wiatrak Gogołów pod Ślężą". Rzeczywiście, na Ślężę stąd przysłowiowy rzut beretem…
Jest to wiatrak typu holenderskiego, ceglany, pokryty gontem, o nieruchomym korpusie i ze specyficznym dachem, który obraca się o 360 stopni, umożliwiając ustawienie śmigieł idealnie pod wiatr. Został tu wybudowany w 1830 roku (niektóre źródła podają rok 1857).
Jak większość dolnośląskich wiatraków, popadł w ruinę. Po II wojnie światowej traktowany jako "magazyn budulca", w końcu XX wieku trafił w ręce prywatne, dziś jest świetnie utrzymany i stanowi atrakcję turystyczną: można tu przenocować, zjeść posiłek, zorganizować imprezę okolicznościową. Budowla jest kompletna.
Wiatrak ma swoją legendę, którą chętnie dzielą się z odwiedzającymi jego obecni właściciele.
Pierwszym młynarzem był Konrad – solidny, pracowity i dobry, jednak jego nieszczęściem było to, że urodził się z jedną nogą krótszą. Zakochał się w pięknej dziewczynie, ona nie odwzajemniła uczuć kaleki. Wciąż odrzucany Konrad powiesił się z rozpaczy na jednej z belek wiatraka. Od tamtego dnia wiatrak stał pusty, mówiono, że straszy w nim duch Konrada. Pewnego dnia we wsi pojawił się Fryderyk. Młodzieniec chodził od domu do domu, próżno szukając dla siebie zajęcia. O zmierzchu, nieświadomy złej sławy tego miejsca, postanowił przenocować w opuszczonym wiatraku. W nocy obudził go huk pracujących kół młyńskich. Otworzył oczy i zobaczył kulawego młynarza. Pomóż mi, chłopcze, bo roboty jest sporo, a ja, jak widzisz, jestem sam – powiedział. Fryderyk zerwał się i ochoczo zabrał do pracy. Pracował najszybciej jak mógł, lecz nie potrafił sprostać młynarzowi. Gdy skończyli, młynarz załadował worki z mąką na wóz starszego mężczyzny, wziął od niego sakiewkę z zapłatą i wrócił do Fryderyka. Podziel chłopcze pieniądze, podziel je równo, a ja idę umyć się w strumieniu. Fryderyk wysypał srebrne monety na kamień młyński i zaczął liczyć. Trzynaście - szepnął do siebie i w pierwszym odruchu chciał tę trzynastą monetę schować do kieszeni. Przypomniał sobie jednak, jak ciężko pracował młynarz i odłożył monetę na jego kupkę. Jesteś uczciwy, więc w nagrodę dostaniesz wszystko - powiedział młynarz. W tym momencie zapiał kogut… Przecierając oczy, Fryderyk westchnął, wspominając sen, podniósł swój wędrowny węzełek, by ruszyć dalej. Nagle pod nogami zobaczył skórzaną sakiewkę. Kiedy ją otworzył, znalazł w nim trzynaście srebrnych monet! Jeszcze tego samego dnia kupił wiatrak i przez wiele lat mełł w nim mąkę okolicznym mieszkańcom. Podobno jeszcze dziś, choć wiele lat upłynęło, duch Konrada pojawia się w wiatraku, by spełnić ich najskrytsze marzenia tych, którzy go zobaczą.
Wiatrak typu holenderskiego w Gogołowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
fot. Bogdan Basisko Adler |
fot. Bogdan Basisko Adler |
Holender w Gostkowie
Kolejnym miejscem na "Mapie Don Kichota" jest Gostków. Pół godziny od Świdnicy, około 20 minut od Wałbrzycha, przy drodze krajowej nr 375 trafiamy do wsi, która wśród wielbicieli historii zyskała ostatnio sławę dzięki działaniom Angeliki Babuli i fundacji "Anna", ratującej stary ewangelicki cmentarz.
We wsi warto oczywiście zajrzeć na ten cmentarz, warto obejrzeć kościół pw. Świętej Rodziny (dawnej pw. św. Barbary i Katarzyny), ruiny kościoła ewangelickiego z XVII wieku oraz widoczny z drogi Kamienna Góra – Stare Bogaczowice wiatrak typu holenderskiego. Wiatrak ten został wybudowany w II połowie XVIII wieku.
Jest to typowy "holender", murowany, otynkowany, z drewnianą "czapą" i pomostem. Do dziś zachowała się stalowa głowica i jedno śmigło. Po II wojnie światowej działał, zakończył pracę po wysiedleniu ludności niemieckiej, czyli po 1946 roku. Obiekt, który po 1990 roku został przekształcony w domek letniskowy, jest wpisany do rejestru zabytków.
Wiatrak typu holenderskiego w Gostkowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Wiatrak typu holenderskiego w Gostkowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Holender w Jerzmanowicach
Wyjeżdżając z Legnicy w kierunku Zgorzelca, ze Zgorzelca i Wrocławia w kierunku Legnicy, około 2 km od Chojnowa wjedziemy do Jerzmanowic. Na niewielkim wzgórzu stoi kolejny wspaniały "holender". Z daleka widać jego śmigła. Ceglany ośmiobok wspiera drewnianą konstrukcje słupową, zwieńczoną przez głowicę z czterema śmigłami i czaszę pokrytą gontem.
Takich drewnianych "holendrów" nie było wiele. Wewnątrz zachowały się fragmenty urządzeń napędowych. Wiatrak pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku.
W latach osiemdziesiątych XX wieku jego ruinę wypatrzył pan Eward Żekieć – i wiatrak stał się jednym z jego życiowych marzeń. Odkupił go od gminy z zamiarem wyremontowania i otwarcia w nim restauracji. Sam zarobił pieniądze na to przedsięwzięcie (przez dziesięć lat pracował w Austrii). Dziś jest tam kawiarenka (na I piętrze) i restauracja (na II piętrze). Specjalnością jest kuchnia wiedeńska.
Wiatrak typu holenderskiego w Jerzmanowicach / fot. Bogdan Basisko Adler |
Holender w Komorowie
Wyjeżdżając ze Świdnicy w kierunku Świebodzic trafiamy do Komorowa. W tej niedużej wsi stoi samotnie w polu nieźle widoczny z drogi krajowej nr 35 cylindryczny obiekt. Przy bliższym poznaniu okazuje się być wiatrakiem typu holenderskiego. Zbudowano go z cegły w pierwszej połowie XIX wieku, w pewnym okresie (początki XX wieku) pełnił funkcję wieży ciśnień dla pobliskiego majątku.
Obecnie – pozbawiony śmigieł – został zaadaptowany na budynek mieszkalny.
Wiatrak typu holenderskiego w Komorowie (obecnie zaadoptowany na budynek mieszkalny) / fot. Bogdan Basisko Adler |
Holender w Mysłowie
Na trasie pomiędzy Jelenią Górą a Jaworem, mniej więcej w połowie drogi jadąc drogą krajową nr 3, leży Mysłów. W Mysłowie natkniemy się na kolejny z wiatraków, a ściślej – niestety – na jego ruinę. Wśród pól stoi nadkruszona kamienna "wieża", której wiek można określić jedynie z dużym przybliżeniem – na przełom XIX i XX wieku.
Był to niegdyś wiatrak typu holenderskiego, przykryty ruchomą, obrotową czapą utrzymująca śmigła. Ruina stoi przy żółtym szlaku z Mysłowa do Połoniny, za nią rozpościera się panorama Gór Ołowianych. Mieszkańcy Mysłowa wspominają, że był czynny jeszcze przez wiele lat po wojnie…
Ruina wiatraka typu holenderskiego w Mysłowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Ruina wiatraka typu holenderskiego w Mysłowie / fot. Bogdan Basisko Adler |
Paltrak w Pławikowie
Niemal na wjeździe do Lubiąża, od strony wsi Prawików, tuż przy drodze, stoi drewniany paltrak (typ wiatraka obracającego się na podstawie z łożyskiem: drewniany korpus paltraka spoczywał na specjalnych metalowych rolkach, które toczyły się po okrągłym torze jezdnym). Jest to jedna z tzw. "budowli młyńskich", licznych w majątku cystersów.
Powstał w 1798 roku jako czteropiętrowa, drewniana budowla z podcieniem. Na murowanej podstawie do dziś znajdują się łożyska, na których wiatrak obracał się w kierunku wiatru. Stabilizowały go 4 zastrzały. Na głowicy umieszczone są atrapy śmigieł.
W latach trzydziestych XX wieku był restaurowany, w latach sześćdziesiątych przebudowany, a ściślej – rozbudowany o nowe skrzydło budynku. Ta przebudowa uniemożliwiła obrót wiatraka, wiązała się z rezygnacją z napędu wiatrowego i zastosowaniem elektrycznego. Do 1973 roku działał jako młyn elektryczny.
Kilkadziesiąt metrów dalej, przy wyjeździe na Wołów, stal jeszcze jeden podobny wiatrak, niestety – runął w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Zachowany wiatrak ledwie się trzyma. Z daleka przypomina starą szopę, jego „rany” opatrzono przy pomocy blachy, a tabliczka informująca o "opiece" Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków trochę zakrawa na żart.
Wiatrak typu paltrak w Lubiążu. Widoczna na zdjęciu podmurówka z łożyskami / fot. Tomasz Mizerka |
Prochowiec w Strzegomiu
Ostatnia na naszej liście jest ruina wiatraka prochowego w Strzegomiu. Obiekt potocznie jest nazywany "Basztą", stoi na terenie fortu. Są to pozostałości korpusu "holendra" z XVIII wieku. Wiatrak, a raczej to, co z niego zostało, stoi na wzgórzu Bazaltowym na terenie fortu, przy ulicy Niepodległości. Podobno w tym miejscu straszy – nocami włóczą się tu duchy czarownic, dla których było tu miejsce straceń…
Ruina wiatraka typu holenderskiego w Strzegomiu / fot. Bogdan Basisko Adler |
Ruina wiatraka typu holenderskiego w Strzegomiu / fot. Bogdan Basisko Adler |
* * *
W krajobrazie dziewiętnastowiecznego Dolnego Śląska wiele było wiatraków. Były chlubą ówczesnych wsi, zaś młynarze byli zwykle lokalnymi bogaczami. Wówczas stanowiły miarę postępu, dziś – te które ocalały – są cennymi zabytkami techniki.
Nieliczne miały szczęście, rozkochując w sobie kogoś, kto zechciał podarować im nowe życie. Inne, dziurawe, niszczejące, wiatrem podszyte, ciągle czekają na swój dobry los. Nie wszystkie da się uratować. Wiele już przepadło bez śladu. Warto więc te, które jeszcze pozostały, sfotografować, opisać, pokazać innym. Ocalić od zapomnienia. Warto w czasie podróży nieco zwolnić, rozejrzeć się w poszukiwaniu charakterystycznych sylwetek na horyzoncie i – jak Don Kichote pomyśleć "Fortuna sprzyja..."
✎ Iwona Błach, 2017
Piękne wiatraki. Bardzo żałuję, że kiedy mieszkałam w Polsce, nie wpadłam na pomysł ich odwiedzenia.
OdpowiedzUsuń