Tak dawniej podróżowano

Zaledwie kilka kilometrów od Wrocławia znajduje się miejsce, gdzie możemy przenieść się w epokę rozważnych i romantycznych dam oraz eleganckich dżentelmenów, wyobrazić sobie jak przyjeżdżali do Wrocławia lśniącymi karetami lub wybierali na podmiejskie wycieczki lekkimi kariolkami.

✎ Jolanta Kluba

Wóz strażacki z Galowic, który stał tu - choć bardzo zniszczony - jeszcze przed powstaniem Muzeum
fot. Wojciech Głodek
Na gołej ziemi

Dziś Galowice to niewielka, licząca około 250 mieszkańców miejscowość w gminie Żórawina. Pierwsza wzmianka o Galowicach pochodzi z roku 1202, kiedy to stanowiły one własność klasztoru w Lubiążu. Wtedy nazwę miejscowości zapisano jako Uyelawez, jednak już pół wieku później używano nazwy Galowicz lub Galowitz, którą dziewiętnastowieczny niemiecki historyk Heinrich Adamy w swojej książce Die Schlesischen Ortsnamen ihre entstechung und bedeutung (Pochodzenie i znaczenie nazw śląskich miast) wywodzi od polskiego słowa „gołe”, mającego odnosić się do terenu ogołoconego z drzew.

Nazwa, choć w zniemczonej wersji Gallowitz, przetrwała bardzo długo. Proces pełnej germanizacji nazw na Śląsku rozpoczął się stosunkowo późno w stosunku do innych ziem pruskich, właściwie dopiero w początkach III Rzeszy. Nawet jednak w okresie największego nasilenia - gdy rejencji opolskiej w samym tylko 1937 roku zmieniono nazwy ponad 1000 miejscowości, to w rejencji wrocławskiej w całym okresie uległo zmianie niecałe 400 nazw, w tym właśnie również Galowice. w 1937 roku otrzymały, formalnie na wniosek mieszkańców gminy, nazwę Gallen.

Pałac i folwark

Na przestrzeni dziejów miejscowość zmieniała właścicieli; jeden z nich wybudował w Galowicach pałac, który zachował się właściwie w kształcie z roku 1840, aczkolwiek przebudowywany od tamtego czasu kilkukrotnie. w XIX wieku został też otoczony ogrodem i parkiem krajobrazowym, z którego do dziś już niewiele zostało. Sam pałac stoi natomiast dzisiaj dumnie przy głównej drodze, świeżo odnowiony, po termomodernizacji.

Pałac w Galowicach / litografia Alexandra Dunckera, II poł. XIX wieku
Po wojnie (wg stanu na rok 1946) pałac został zniszczony w 35%. w roku 1948 przeprowadzono remont doraźny, jednak z uwagi na pełnione funkcje pałac przedwojennego blasku nie odzyskał. Był głównie magazynem – najpierw spółdzielni, później PGR-u. w latach 50. XX wieku rozebrano niestety narożną wieżę, co dodatkowo odebrało budowli reprezentacyjny charakter.

Wraz z pałacem powstał, jak to zwykle bywało, folwark. Folwark obejmował zabudowania rozlokowane na planie prostokąta. Ów prostokątny plac od północy zabudowany był pałacem, parkiem i stawem, od wschodu oborami i chlewniami, od zachodu stodołami i spichlerzem. Na południu znajdowały się zabudowania mieszkalne i warsztatowe. Obok pałacu posadowiony był dom zarządcy, powozownia i stajnia koni cugowych. Za drogą funkcjonowała gorzelnia.

Folwark obsługiwała nawet kolejka wąskotorowa, którą między innymi zwożono z galowickich pól buraki cukrowe do cukrowni w Szukalicach (obecnie Żórawina Osiedle), gdzie produkowano surowy cukier. Dalej ten półprodukt był transportowany trasą wzdłuż rzeki Ślęży pomiędzy Szukalicami i Rzeplinem do cukrowni w Klettendorf (dziś wrocławskie osiedle Klecina).

Kolejkę wąskotorową wiodącą z Jackschönau (Jaksonowa) zbudowano w 1925 roku. Druga kolejka wąskotorowa funkcjonowała także na terenie majątku Galowice, nie znamy niestety daty jej uruchomienia. Resztki torów oraz ślady po nich można jeszcze znaleźć w starej brukowanej drodze odchodzącej od głównej szosy i przechodzącej przez barokową bramę do majątku datowaną na rok 1721.

Kolejka polowa w Galowicach / autor nieznany, I poł. XX wieku
Brama do majątku (po prawej dawny pałac). W bruku pod bramą widoczne są pozostałości dawnej wąskotorówki.
fot. Wojciech Głodek
Sama kolejka funkcjonowała także po zakończeniu wojny. Aż do 1966 roku w rozszabrowanej cukrowni w Żurawinie znajdował się punkt skupu buraków cukrowych dla okolicznych miejscowości. Stamtąd właśnie kolejką wąskotorową buraki cukrowe zwożono do działającej cukrowni w Klecinie.

Drugie życie spichlerza 

Jak już wspomniano – wśród folwarcznych zabudowań znajdował się m.in. spichlerz. Powstał w i połowie XVIII wieku i dzisiaj stanowi ostatni ocalały na Dolnym Śląsku drewniany obiekt gospodarczy o tak dużej kubaturze. Spichlerz to budowla szachulcowa na planie prostokąta o wymiarach około 26 na 12 metrów. Ma 3 kondygnacje i zwieńczony jest liczącym 2 kondygnacje czterospadowym dachem łamanym tzw. typu polskiego.

Spichlerz był jednym z najbardziej zniszczonych budynków folwarcznych w Galowicach. Do początku lat 90 XX wieku wykorzystywano go jako magazyn, potem stał opuszczony. Odkupił go od Skarbu Państwa w roku 1998 jego obecny właściciel. Pod okiem konserwatora zabytków przeprowadził w nim remont zabezpieczający według projektu wrocławskiego architekta Macieja Małachowicza, dodając w mansardowym dachu lukarny. Dzisiaj mieści się tutaj m.in. Muzeum Powozów Galowice.

Dawny spichlerz, obecnie miejsce głównej ekspozycji / fot. Wojciech Głodek
Zwiedzając muzeum dowiedzieć się można wiele o dawnym podróżowaniu, akcesoriach i strojach podróżnych, ale także o typach powozów, ich zróżnicowaniu ze względu na status właścicieli, różnicach pomiędzy np. powozami amerykańskimi i europejskimi. Ekspozycja jest stała, natomiast okresowo odbywają się tutaj na warsztaty, ciekawe prelekcje i wykłady; można przejechać się bryczką czy spróbować żurku z oryginalnej kuchni polowej z 1905 roku.

Podróże odmierzane stukotem końskich kopyt 

Spacerując wśród pięknych bryczek, doktorek i sań, podziwiając akcesoria i stroje podróżne z minionych epok, można przenieść się na chwilę w czarowny świat, w którym rytm podróży odmierzany był stukotem końskich kopyt, a jej niecodzienną atmosferę tworzyły pięknie wykończone wnętrza powozów, eleganckie kapelusze dam i pogwizdywanie stangreta.

Obejrzeć zatem można przeróżne bryczki: polską, szwajcarską, szwedzką. Tak podobne, ale każda inna. Różnią się nie tylko kolorem czy wystrojem, ale i innymi detalami, które często wyłapać można dopiero po wskazaniu ich przez Przewodniczkę.

Parkowiec damski z przełomu XIX/XX wieku / fot. Wojciech Głodek
Zaraz obok znajdują się powozy użytkowane przez pełniących swe obowiązki przedstawicieli różnych zawodów. Jest więc na przykład wóz masarski oraz wóz strażacki. Ten ostatni zresztą miejscowy, z Galowic, obecnie odrestaurowany cieszy teraz niezmiernie oczy wszystkich odwiedzających muzeum.

Specjalnymi pojazdami były doktorki, czyli pojazdy dla lekarzy, których w galowickim muzeum możemy zobaczyć cztery sztuki. Niewątpliwie najciekawszą z nich jest doktorka „podwójna”, z dodatkową ławką. Na świecie są takie dzisiaj już ledwie cztery, w tym jedna właśnie w Galowicach.

Ponadto zobaczyć można karetę balową, karetę śląską, mały powóz dla dzieci (których doglądała idąca obok niego guwernantka) czy też przodka dzisiejszych autobusów komunikacji miejskiej, czyli Omnibus (tutejszy pochodzi z Dolnego Śląska i kursował między Jelenią Górą a Cieplicami).

Od wyścigów po ostatnią drogę 

Większość pojazdów została poddana procesowi restauracji, są jednak i takie, których stan zachowania był na tyle dobry, że ich nie odnawiano. Wśród nich wskazać należy ekskluzywną karetę, „kabrioletową”, z inicjałem na drzwiach, ale niestety bez herbu, przez co nie można prześledzić jej historii i ustalić właściciela. Innym pojazdem, który nie wymagał restaurowania, jest szwajcarski górski powóz militarny (do którego dołączona jest instrukcja zaprzęgania konia).

Górski powóz wojskowy ze Szwajcarii. Na drzwiach widoczna oryginalna instrukcja zaprzęgania konia.
fot. Wojciech Głodek
Obok jeszcze znajdują się sulki, pierwotnie służące do ujeżdżania koni, dzisiaj do zobaczenia przede wszystkim na torach wyścigowych. Wyścigi tak zwanych kłusaków odbywają się także na pobliskim Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych. Wrocławianie już od paru lat pokochali wyścigi konne i trudno im się dziwić. Wyścigowa niedziela na wrocławskich Partynicach na stałe wpisała się w imprezowy kalendarz mieszkańców regionu.

Dużo miejsca zajmują w muzeum sanie. Są wśród nich m.in. sanie gospodarcze, z czterema płozami, są pałacowe – na krótkie spacery; myśliwskie – maleńkie, żeby zmieściły się między drzewami; są także sanie rodziny von Moltke, o czym świadczy umieszczony na nich herb (pochodzą z okresu, gdy rodzina ta zamieszkiwała w Krzyżowej); są wreszcie duże, okazałe, zwane saniami cesarskimi.

Niewątpliwą ciekawostką ekspozycji jest karawan – największy pojazd, bogato zdobiony, który obsługiwał gminę luterańską pod Łodzią. Jest to najprawdopodobniej największy zachowany w Polsce karawan konny.

Sanie / fot. Wojciech Głodek

Oczywiście to nie wszystkie atrakcje. w opisywanym muzeum można jeszcze obejrzeć różne podróżne ogrzewacze (termofory i ogrzewacze na węgielki), walizy i kufry oraz podróżne sekretarzyki. Ponadto bogatą kolekcję siodeł, wśród których najstarsze jest francuskie. Jest też jedno siodło damskie do jazdy bokiem. a z ciekawszych elementów oprzyrządowania - urządzenie do ściągania butów (samemu nie dało się ich zdjąć). Możemy tutaj także zobaczyć… maskę przeciwgazową dla konia (pochodzącą z okresu i wojny światowej) i wiele, wiele więcej...


Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.