Od ceramiki do ceramiki

Do Bolesławca przyjeżdżamy przed południem. Nie musimy się spieszyć, bo dworzec jest tutaj w samym centrum miasta. Jeśli chcielibyśmy pójść do rynku, to nie zajmie nam to więcej niż kilka minut. Tak naprawdę to prawie można go dostrzec spod dworca, jeśli ustawimy się kawałek za przystankami autobusowymi na wprost ul. Daszyńskiego. Ale my na chwilę jeszcze zostaniemy na stacji kolejowej.


Dworzec kolejowy w Bolesławcu odzyskał swoje historyczne piękno zaledwie kilka lat temu, gdy zakończył się realizowany przez PKP SA gruntowny remont obiektu. Jak przystało na stolicę ceramiki, wnętrze budynku jest jej pełne. Najbardziej charakterystyczne są zielone, ceramiczne płytki, którymi wyłożona jest główna poczekalnia. Warto też zwrócić na ceramiczne detale i kapitele kolumn. Poza strefą obsługi podróżnych (poczekalnia, kasy biletowe, pomieszczenie dla rodziców z dziećmi, toalety) powstała też przestrzeń komercyjną, gdzie znalazła się między innymi niewielka kawiarenka. 

Słodkości są tutaj bardzo różne. Warto też tutaj napić się kawy. Takiej zwykłej, czarnej. To brazylijska Arabica z wrocławskiej palarni i smakuje naprawdę wybornie. Można oczywiście oczywiście kawę zabrać na wynos, ale nie tylko kawę. Można także zabrać coś na mniejszy lub większy głód. Znajdziecie tu chrupiące panini albo świeżo upieczoną bagietka, a w niej różne smakowite dodatki. Jeśli jednak się nie spieszycie, to usiądźcie na chwilę. Tak powinno być na każdym dworcu! 




Na spacer po mieście możecie wybrać się w sposób mniej lub bardziej zorganizowany. Jest tu wyznaczona miejska trasa turystyczna. Ba! Można nawet zdobyć odpowiednią odznakę za jej przebycie ustanowioną przez gminę. Po szczegóły zwróćcie się do Informacji Turystycznej - znajdziecie ją w rynku. My jednak wolimy się zawsze trochę poszwendać i pochodzić mniej utartymi ścieżkami. Jeśli wybierzecie tę wersję, to najważniejsze punkty turystyczne na pewno wam nie umkną, bo w wielu miejscach postawiono historyczne tablice informacyjne. 

Niewątpliwe warty uwagi jest obecny gmach Sądu Rejonowego. Powstał w latach 60. XIX wieku jako gimnazjum. Zaprojektował go zgorzelecki architekt Oppermann, a budowa pochłonęła ogromną jak na owe czasy kwotę 70 tysięcy talarów. Potężny neogotycki budynek przypomina zamek i ma jedną z czterech najwyższych wież w mieście. Stylistyka zamkowa nie została mu nadana przypadkowo, bo miało to nawiązywać symbolicznie do „twierdzy nauki". 

Tuż obok rozciągają się planty miejskie, czyli tzw. Górna Promenada. Odcinek przy ul. Sądowej między Teatrem a dawnym budynkiem Muzeum Ceramiki był kiedyś jednym z najładniejszych w mieście ciągów spacerowo-widokowych. Dzisiaj zachowano geometryczny układ zieleńców, brakuje jednak restauracji i kawiarni, które były kiedyś w tym rejonie bardzo liczne i przyciągały do spacerów i odwiedzania tego miejsca. Zamykający ten obszar od strony zachodniej budynek Teatru Miejskiego powstał w 1857 roku z dawnego arsenału. Obecną formę Teatr zyskał jednak dopiero pod koniec XIX wieku, gdy kierunkiem miejskiego architekta Wilhelma Döricha stworzono klasycyzującą i neorenesansową dekorację nawiązującą do sztuki starożytnej. Miało podkreślić funkcję teatru jako świątyni sztuki. 




Wizyty w Bolesławcu nie można sobie jednak wyobrazić bez odwiedzenia Muzeum Ceramiki. Powstało ono w 1950 roku w miejscu przedwojennego Muzeum Miejskiego, założonego tuż przed I wojną światową w budynku przy Górnej Promenadzie dokładniej po drugiej stronie zieleńca na jednej osi z Teatrem Miejskim. Muzeum w tym miejscu funkcjonowało ponad pół wieku, aby ostatecznie przenieść się do nowej siedziby, przy ul. Zgorzeleckiej. 

Nowe Muzeum Ceramiki ulokowano w świeżo wyremontowanych dawnym pałac Pücklera. Obiekt jest bardzo nowoczesnych i zaaranżowano w nim wiele ciekawych wystaw. Można tu zapoznać się z historią miasta oraz historią i współczesnością ceramiki. Nam bardzo spodobały się prezentowane w różnych miejscach ciekawostki nawiązujące zawsze do miasta albo bolesławieckiej ceramiki. Szczególnie ujęła nas jedna, o… niuchaczach kawy. 

Kawa pojawiła się w Europie w XVII wieku, pierwszy na Dolnym Śląsku szynk kawy otwarto we Wrocławiu w 1693 roku. Kawę reklamowano jako „wyostrzającą umysł” i „pobudzającą kreatywność", a w szynku kawowym można było też spróbować… herbaty. Jak nic pierwowzór naszych dzisiejszych kawiarni. Gdy kawa zaczęła zdobywać salony w Bolesławcu rozpoczęto wytwarzanie brązowo szkliwionych dzbanków do niej. Naczynia szybko zaczęły cieszyć się olbrzymim zainteresowaniem. Gdy po wojnie siedmioletniej Fryderyka II zmonopolizował handel kawą w Prusach, kawa mogła być odtąd palona tylko w tylko w wyznaczonych miejscach i sprzedawana przez urzędników po cenie ustalonej z góry. 17 gram kawy było wtedy równowartością jednego dnia pracy berlińskiej prządki. 

Wysokie ceny i monopol szybko sprawiły, że pojawił się czarny rynek i nielegalne palarnie przemycanej kawy w domach. W odpowiedzi na to Fryderyk II stworzył grupę tzw. „niuchaczy kawy" (niem. Kaffeeriecher), którzy mieli patrolować ulice i po zapachu wyszukiwać nielegalne palarnie. Była to grupa 400 inwalidów wojennych mających prawo bez zapowiedzi wkraczać do domów i dokonywać rewizji. Płacono im na podstawie wyników, byli więc niezwykle gorliwi w poszukiwaniach, a przeszukania i poszukiwania przybierały nieraz absurdalny i anegdotyczny charakter. W 1787 roku zniesiono jednak państwowy monopol na kawę, a niuchacze przestali już być potrzebni.






Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.