Kaplica Zagubionych Dusz

Kaplica Matki Bożej od Zagubionych to jedyna pozostałość po dawnej wsi Karpno, gdzie przed II wojną światową było co najmniej 45 domów i 2 restauracje. Samego kościółka też już mogło nie być, jednak los zadecydował inaczej. 

🖎 Wojciech Głodek

Kaplica Matki Bożej od Zagubionych / fot. Wojciech Głodek, 31 stycznia 2015 roku

Od państwa do opuszczonej wsi

Wieś Karpenstein powstała prawdopodobnie już we wczesnym średniowieczu, jako służebna dla pobliskiego grodu o tej samej nazwie. Była nawet przez ponad półtora wieku częścią samodzielnego feudalnego państewka obejmującego mniej więcej obszar dzisiejszych gmin Lądek-Zdrój i Stronie Śląskie. Do zniszczenia zamku Karpenstein przyczynił się ostatni władca państewka Hynek Kruszyna najeżdżając i grabiąc okoliczne ziemie. 15 czerwca 1443 roku zamek został zdobyty i spalony przez połączone wojska miast śląskich.

W kolejnych wiekach ruiny zamku traktowano jako miejsce pozyskiwania kamienia budowlanego, który wykorzystano przy wznoszenie wielu budynków w pobliskim Bad Landeck (Lądku-Zdroju), prawdopodobnie m.in. Zakładu Przyrodoleczniczego "Jerzy".

Dopiero latem 1882 roku lekarz zdrojowy i późniejszy burmistrz Bad Landeck dr Karl Wehse doprowadził do przeprowadzenia prac konserwacyjnych zamku - oczyszczono ruiny, wybudowano letni domek dla turystów i wieżę widokową. Okolica stała się miejscem popularnych wycieczek kuracjuszy z Bad Landeck i zyskała na tym cała wieś. Pojawił się zajazd, restauracja, a turyści przybywali coraz liczniej.

Wieś Karpenstein w zimie / fot. autor nieznany, okres międzywojenny
Wieś Karpenstein z kościółkiem na pierwszym planie / fot. autor nieznany, okres międzywojenny

Po zakończeniu II wojny światowej, gdy ziemia kłodzka przypadła Polsce, wieś znalazła się prawie przy samej granicy polsko-czechosłowackiej, stąd po wysiedleniu ludności niemieckiej pozostała niezamieszkana, tak jak wiele innych nadgranicznych osad. Miejscowość zaczęła bardzo szybko popadać w ruinę, duża część budynków była powoli rozbierana, a budulec wykorzystywany w sąsiednich miejscowościach.

Podobny los spotkał położony w Karpnie kościółek, wybudowany w 1872 roku. Kiedy w latach Polski Ludowej odbywały się w nim konspiracyjne spotkania demokratycznej opozycji Polski i Czechosłowacji, był jeszcze kompletną ruiną.

Msza duchów 

Przyglądając się pod koniec lat osiemdziesiątych ruinom starego kościółka i ukrytym między drzewami resztkom dawnej osady, nietrudno było wyobrazić sobie, że miejsce mogło zainspirować twórców wielu opowieści grozy. Straszne legendy są jednak dużo starsze niż zniszczenie kaplicy, wiążą się jednak przede wszystkim z nieodległym Zamkiem Karpień, choć jedna z nich wspomina także kościółek w Karpnie.

Mówi ona, że wśród sług karpieńskiego władcy wyróżniał się jeden młodzieniec, który był znakomitym strzelec. Pewnego dnia spotkał śliczną dziewczynę. Szybko zakochali się w sobie. Gdy zaplanowany był już ślub, młodzieniec został podczas polowania przebity rogami przez rannego jelenia. Dziewczyna strasznie rozpaczała i codziennie rano chodziła do karpieńskiego kościółka, aby - trzymając pierścionek zaręczynowy - modlić się za duszę zmarłego narzeczonego.

Którejś nocy wyrwały ją ze snu dzwony. W pierwszej chwili pomyślała, że zaspała, więc czym prędzej zerwała się i pobiegła do kościoła, aby zdążyć na poranną mszę. Nie zauważyła nawet, że panują jeszcze zupełne ciemności, a tylko w kościele paliły się wszystkie światła i był pełen ludzi. W środku, w jednym z pierwszych rzędów zobaczyła modlącego się swego narzeczonego.

Wtedy też podszedł do niej jeden z ministrantów z koszyczkiem na ofiarę. Jednak dziewczyna, wstając w pośpiechu, nie zabrała ze sobą nic, toteż wrzuciła na ofiarę zaręczynowy pierścionek. W tym momencie wszystko zniknęło.

Przybyli na poranną mszę mieszkańcy znaleźli dziewczynę martwą przed kościołem. A po kolejnym nabożeństwie ksiądz w ofiarnym koszyczku znalazł pierścionek zaręczynowy. Jak potem mówiono, dziewczyna trafiła na mszę duchów, która odbywa się co sto lat w okresie adwentu, a biorą w niej udział wszyscy zmarli w tym okresie.

Z Lądka-Zdroju do Karpna 

Do Kaplicy Matki Bożej od Zagubionych nie jest trudno się dostać. Na szlak wchodzimy w uzdrowiskowej części Lądka-Zdroju. Wiedzie trochę bokiem, ulicami Tadeusza Kościuszki i Leśną. Potem jednak schodzimy już z asfaltowej drogi i leśną ścieżką zaczynami powoli piąć się po górę. Co chwila przecinamy inne leśne ścieżki, mniej lub bardziej widoczne w terenie. Kiedyś były to liczne trasy spacerowe dla kuracjuszy, teraz jest tu trochę ciszej i spokojniej. My podążamy za znakami niebieskimi w stronę Starego Gierałtowa.

Pierwszy odcinek nie zajmie nam nawet godziny, warto jednak przerywać podejście od czasu do czasu, aby spojrzeć między drzewami za siebie na urocze panoramy Lądka-Zdroju. Najwyższym punktem, do jakiego dotrzemy, będą Skalne Wrota pod kulminacją Trojaka (766 m n.p.m.). Jest to stosunkowo rozległy szczyt, na którym malowniczo wśród lasów rozciąga się skupisko kilkunastometrowych gnejsowych skałek – interesujący punkt dla wszystkich amatorów wspinaczki.

Na jednej z nich – Trojanie – znajduje się punkt widokowy, na który bez większych problemów dostaną się nawet mniej zaawansowani we wspinaczce turyści. Również pozostałe – Skalny Mur czy Trzy Baszty - warte są zobaczenia.

Trochę trudności może sprawić zejście wśród kamieni przez Skalne Wrota. Jest to trudne szczególnie jesienią, gdy na drodze zalegają śliskie liście, jak i wczesną zimą, gdy kamienie są już oblodzone, a nie pokrywa ich jeszcze grubsza warstwa śniegu. Odcinek jest jednak bardzo krótki, więc można poświęcić na niego trochę więcej czasu. Można też szczyt Trojaka ominąć idąc leśnymi duktami trawersującymi zbocza z obydwu stron.

Skalne Wrota pod Trojakiem na szlaku niebieskim z Lądka Zdroju / fot. Wojciech Głodek, 31 stycznia 2015 roku

Rozdroże Zamkowe / fot. Wojciech Głodek, 31 stycznia 2015 roku

Ostatecznie, kilka minut za Skalnymi Wrotami, trafiamy na skrzyżowanie szklaków nazywane Rozdrożem Zamkowym, ze względu na znajdujące się nieopodal ruiny zamku Karpień. To już właściwie obszar dawnej wsi Karpno. Do kaplicy można stąd dotrzeć za znakami zielonymi w niecałe piętnaście minut.

Matka Boża od Zagubionych 

Kaplica jest na co dzień zamknięta, można jednak zajrzeć do środka przez kratę. Wystrój jest bardzo skromny. Na kracie w drzwiach znajduje się wizerunek jelenia, gdyż kościółek jest sanktuarium leśników i myśliwych. Należy on do parafii lądeckiej, nie są tu jednak odprawiane cotygodniowe msze. Miejsce ożywa tylko kilka razy do roku, podczas sierpniowego odpustu, jesiennego hubertusa czy w noc sylwestrową, kiedy msza odprawiana jest dokładnie o północy.

Wnętrze kaplicy Matki Bożej od Zagubionych w Karpnie / fot. Wojciech Głodek, 31 stycznia 2015 roku

Swoje istnienie niewielki kościół zawdzięcza prawdopodobnie jednej osobie, która zawędrowała w te strony II połowie ubiegłego wieku. Ksiądz Stefan Witczak, nazywany ze względu na swoją posturę "Kruszynką", pracę kapłańską rozpoczął w Stroniu Śląskim pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku. Był urodzonym społecznikiem, kwestował na rzecz niepełnosprawnych, pomagał im w zdobyciu specjalistycznego sprzętu, angażował się również w ratowanie zabytków sakralnych w strońskiej parafii. To dzięki niemu odremontowano barokowe wiejskie kościoły w Bolesławowie, Bielicach, Starym i Nowy Gierałtowie, gdzie też ostatecznie ksiądz Witczak został proboszczem nowo utworzonej parafii.

W latach osiemdziesiątych ksiądz Witczak wspierał działalność opozycji solidarnościowej, ukrywał nawet przez krótki czas w swoim kościele Stanislava Devatego, sygnatariusza Karty 77 i późniejszego szefa służby bezpieczeństwa demokratycznych Czech. Brał też udział w konspiracyjnych spotkaniach w karpieńskiej kaplicy.

Po 1989 roku to właśnie ksiądz Witczak zaangażował leśników i myśliwych, których był kapelanem, do odbudowy opuszczonego kościółka. Prace zakończono w połowie lat dziewięćdziesiątych, a kaplicę poświęcił metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz 4 listopada 1995 roku, nadając jej imię Matki Bożej od Zagubionych.

Z Karpna przez Lutynię 

Dociekliwi mogą spróbować poszukać wokół kościółka pozostałości po dawnej osadzie, nie jest to jednak proste. Po chwili zadumy nad tym miejscem i jego dziejami, warto – zamiast wrócić do Lądka-Zdroju tą samą drogą – podążyć dalej za znakami zielonymi. Szlak ten wiedzie w stronę Przełęczy Lądeckiej.

Szczególnie zimą jest to ciekawa droga, gdyż leśny dukt coraz bardziej się zwęża i jest też coraz mniej używany. W pewnym momencie okazuje się w efekcie, że nie idziemy już wydeptaną leśną drogą, tylko brniemy po kolana w śniegu. Droga nie jest trudna, trzeba tylko uważać, aby nie zgubić szlaku.

Szlak zielony między Karpnem a Lutnią / fot. Wojciech Głodek, 31 stycznia 2015 roku

Po wyjściu z zadrzewionego obszaru znaki zielone wyprowadzają nas na szeroki pas wyciętego lasu. W pierwszej chwili wydaje się to bardzo dziwne, jednak sprawę wyjaśniają charakterystyczne słupki. Przez przedostatni odcinek do Przełęczy Lądeckiej znaki zielone wiodą dokładnie pasem granicy polsko-czeskiej. Rozciągają się stąd przepiękne widoki na Góry Złote.

Gdy po lewej stronie zaczynamy dostrzegać odkrywkową kopalnię bazaltu, szlak opuszcza pas graniczny i polną drogą schodzi do szosy wiodącej z Lądka-Zdroju na Przełęcz Lądecką i dalej do czeskiej Travnej. W Lutyni następuje spotkanie znaków żółtych i zielonych, które razem prowadzą na Przełęcz. Do Lądka-Zdroju wracamy natomiast za znakami żółtymi wzdłuż wijącej się dziesiątkami zakrętów szosy. Szlak dwa razy schodzi z drogi ścinając po zboczach kolejne zakręty. Z całej trasy rozciągają się piękne widoki na całe uzdrowisko, do którego docieramy w niecałą godzinę.

Jak dotrzeć?

Znaki niebieskie z Lądka-Zdroju, później zielone z Rozdroża Zamkowego: trasa łatwa, 4,2 km, 1h30m, +300m, -50m, 7 pkt. GOT
Powrót przez Lutynię znakami zielonymi, później żółtymi: trasa łatwa, 7,1 km, 1h45m, +120m, -370m, 9 pkt. GOT
Dojazd do Lądka-Zdroju: około 20-30 połączeń z Kłodzka w kierunku Stronia Śląskiego autobusami PKS (z dworca autobusowego obok stacji kolejowej Kłodzko Miasto) oraz busami (przystanek 100 m od stacji kolejowej Kłodzko Miasto, na ul. Łużyckiej) do przystanki Lądek-Zdrój - Konopnickiej

5 komentarzy:

  1. Pamiętam Ks. Kruszynkę. Charyzmatyczny człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja byłam chrzczona w tym kościółku przez wspomnianego, cudownego księdza Kruszynkę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Sudeckie koscioly sa najpiekniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiła mnie legenda o kościele. Mam już pomysł na wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. BYŁAM I WIDZIAŁAM TEN MALEŃKI KOŚCIÓŁEK . PRZEWODNIK MOWIŁ NAM ,ZE TO KOŚCIÓŁEK LEŚNICZYCH.I ZE CO ROKU W NOC WIGILIJNĄ IDZIE PROCESJA Z POCHODNIAMI BY ODBYĆ PASTERKĘ W TYM KOSCIÓLKU..SERDECZNIE PIZDRAWIAM DR.PIOTRA ŻOŁNIERCZYKA I DR.SOSNOWSKIDGOZE SZPITALA WOJSKOWEGO.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.