Pruski Romeo i polska Julia

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Opisane tu wydarzenia miały miejsce dwieście lat temu, a ich sceną były – między innymi  dolnośląskie pałace. 

🖎 Iwona Błach

Ona - szczupła, średniego wzrostu, z subtelną talią, z pięknymi, dużymi, niebieskimi oczami o marzycielskim wyrazie, popielato-blond włosami i lekko zakrzywionym nosem pod szlachetnym czołem – opisywała Elizę Radziwiłłównę Caroline von Rochow. Współcześni podkreślali jej wielki urok osobisty, wdzięk, ponadprzeciętną inteligencję i rozmaite talenty. Eliza wykazywała zdolności muzyczne i artystyczne, zachowały się jej rysunki. Szczególnie ceniony był obrazek olejny, przedstawiający pierwszą próbę chodzenia Dzieciątka Jezus, z którego wykonywano litografie sprzedawane aby zebrać fundusze dla ubogich. Mawiano o niej, że ma duszę z ognia i kryształu oraz niezwykle silną wolę. Nazywano ją Aniołem z Ciszycy.

On – książę pruski, Wilhelm Hohenzollern – był, wg Karola Augusta, księcia Sasko-Weimarskiego, najbardziej imponującą postacią z nich wszystkich [swego licznego rodzeństwa – przyp. IB], przy tym skromny i rycerski, wesoły i miło usposobiony, ale zawsze z poczuciem godności. Luiza von Mecklemburg-Strelitz, matka Wilhelma, podkreślała jego wrażliwe serce, prawość i rozsądek. Bardzo wysoki, smukły, o postawie urodzonego jeźdźca. Nosił wąsy, miał niebieskie oczy i niesforne blond włosy. Zapisał się w historii jako silny władca, świetny dowódca i przywódca, człowiek poważny i surowy. Od dzieciństwa uwielbiał wszystko, co było związane z wojskowością i od dzieciństwa... uwielbiał Elizę.

Pałac w Ciszycy / fot. Enamo (cc-by-sa)

Eliza Radziwiłłówna i Wilhelm I Hohenzollern na portretach z epoki / autorzy nieznani
Rysunek Elizy "Pierwsza próba chodzenia dzieciątka Jezus"

Ta piękna i dobrze urodzona para znała się i lubiła od czasów zabaw dziecięcych. Wilhelm był częstym gościem w berlińskim pałacu Radziwiłłów przy Wihelmstrasse 77 (później znanym jako budynek Kancelarii Rzeszy). Po raz pierwszy naprawdę między nimi zaiskrzyło na balu karnawałowym w 1815 roku. Ona miała wtedy 12 lat, on lat 18, a na piersi Krzyż Żelazny za bohaterstwo w wojnie francusko-pruskiej.

Kolejne lata to czas czułych spojrzeń, ukradkowych pocałunków, częstych listów i odwiedzin Wilhelma w pałacach w Berlinie, w Poznaniu i w Antoninie oraz w różnych rezydencjach w Sudetach, gdzie Radziwiłłowie spędzali lato. Od tamtego spotkania kalendarze Wilhelma (wydrukowane w dworskiej drukarni, dziś przechowywane w Tajnym Archiwum Państwowym w Berlinie) przez dziesięć pełne były Elizy – jego refleksji, tęsknot, oczekiwań, terminów spotkań, zasuszonych kwiatów. Podobnie w listach Wilhelma do powiernika i adiutanta Oldwiga von Natzmera (opublikowano je w lutowym numerze Deutsche Rundschau z 1890 roku) Eliza pojawiała się bardzo często.

W listach Elizy do przyjaciółki, Lulu [Luise] von Kleist było pełno radości i optymizmu, których źródła Lulu w owym okresie jedynie się domyślała, bo Eliza – by nie zapeszyć – skrzętnie ukrywała swoją tajemnicę. Listy Elizy do Wilhelma (zachowało się ich 18) cechował umiar, nadzorowany przez matkę, brata i guwernantkę.

W sierpniu 1826 roku kres miłości i marzeniom położyła "racja stanu". Na przeszkodzie stanęli ministrowie i prawnicy oraz – oficjalnie - zasada Ebenbürtigkeit (równego urodzenia - członek rodu panującego mógł poślubić jedynie osobę z rodu panującego), nieoficjalnie – to, że Eliza była półkrwi Polką, co było nie przyjęcia dla doradców, ministrów i rodów panujących na innych dworach Europy. Takie podejście krzywdziło Elizę nie tylko w kwestii uczuć: Radziwiłłowie, jeden z najbardziej wpływowych rodów Europy, od pokoleń mieli w swych żyłach więcej błękitnej krwi, niż Hohenzollernowie.

Małżeństwo Elizy i Wilhelma nie doszło do skutku, zerwanie złamało serca obojgu. Zrozpaczona Eliza wkrótce ciężko zachorowała i w 1834 roku zmarła. Wilhelm wypełnił wolę ojca i ożenił się z Augustą von Sachsen-Weimar. Całą swoją uwagę i energię poświęcił państwu, czyniąc je potężnym. Do końca życia tęsknił za Elizą, nosił przy sobie jej miniaturowy portret. Ponoć w chwili śmierci - 50 lat później - miał go pod poduszką.

A co ta historia ma wspólnego z Dolnym Śląskiem?

Jednym z miejsc, w których Eliza i Wilhelm przeżywali chwile szczęścia, to Pałac w Ciszycy. Pałacowe ściany wysłuchały wielu zwierzeń i rozmów, obietnic, planów, marzeń i śmiechu, potem – były milczącym świadkiem rozpaczy i łez. Książę Antoni Radziwiłł początkowo pałac dzierżawił, a potem - być może pod wpływem sentymentu Wilhelma do tego miejsca - kupił. Ten niewielki pałacyk zbudowano w latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku w stylu empire. Otaczał go park, z którego do dziś przetrwało kilka ponad dwustuletnich drzew: ogromny tulipanowiec amerykański, sosny wejmutki, buki i dąb.

Dziś Ciszyca to część Kowar, a pałac znajdziemy przy ulicy Jeleniogórskiej. Budynek można obejrzeć jedynie z zewnątrz, bo jest własnością prywatną. Ale z tego co nam wiadomo, wewnątrz nie ma żadnych pamiątek po Radziwiłłach ani Wilhelmie. W ciszyckim pałacu w 1938 roku zrealizowano film Legenda miłosna (Preussisches Liebesgeschichte) oparty na książce Oswalda Baera Anioł z Ciszycy (Der Engel von Ruhberg z 1889 roku) odtwarzający dzieje romansu Elizy i Wilhelma. Film został zakazany przez cenzurę w III Rzeszy. Niemiecka premiera miała miejsce dopiero w roku 1950, polska - w 2007 roku.

Innymi miejscami związanymi z tą historią są stojący wówczas u wjazdu do Kowar krzyż pokutny z rytem włóczni (przy obecnej ul. Jeleniogórskiej) - to tu Wilhelm oczekiwał na Elizę, gdy ta wyjeżdżała na spacer - czy położony nieopodal pałacu, na wzgórzu domek myśliwski z końca XVIII wieku, zwany Radziwiłłówką (obecnie odnaleźć można tylko ruinę).



Pałac w Ciszycy na miedziorycie z początku XIX wieku (autor nieznany), na pocztówce z początku XX wieku (autor nieznany) i  na zdjęciu z początku XXI wieku (fot. Bogdan Basisko Adler)

Zakochani jeździli także w gościnę do nieodległego Pałacu w Bukowcu, do hrabiostwa von Reden. Spacerowali tam po sztucznych ruinach i popijali herbatę w ogrodowym pawilonie, który był prezentem hrabiego dla żony na rocznicę ślubu. Dziś pałac jest własnością Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów, które pracuje nad jego rewitalizacją. W zabudowaniach folwarcznych zorganizowano hotel, w starej stodole - kawiarnię i restaurację.

W Pałacu w Karpnikach w 1830 roku odbyło się  spotkanie rodzinne Hohenzollernów i – pierwsza poważna rozmowa pomiędzy Augustą (przyszłą żoną Wilhelma) i Elizą. Z listów obu pań wynika, iż się zaprzyjaźniły. Cała Kotlina Jeleniogórska była wtedy modnym miejscem spędzania lata – przebywała więc w swych pałacach zaprzyjaźniona i spokrewniona z Radziwiłłami i z Hohenzollernami arystokracja, stąd odwiedzinom nie było końca. W listach i pamiętnikach znajdujemy opisy wizyt i nazwy miejsc. Bywano w galerii malarstwa i salach ze zbiorami botanicznymi Schaffgotschów w Cieplicach, u feldmarszałka Neihardta Gneisenau w Mysłakowicach, u Stolbergów w Pieszycach, u von Reussów w Staniszowie i Radocinach czy u von Stoschów w Mańczycach.

Miejsce wspomniane w dzienniku Wilhelma i w listach Elizy jest też Zamek Książ: Cóż to będzie za szczęśliwy czas, kiedy już będę mogła datować moje listy z Książa – pisała do Lulu, zatajając jednak powód owego szczęścia, czyli spotkanie z ukochanym. Jedna z legend głosi, że w 1820 właśnie w Książu padły jakieś deklaracje, choć notatki w kalendarzu Wilhelma i listy Elizy wskazują bardziej na ogrody w Charlottenburgu i dzień 28 czerwca 1822.

Celem jednej z wycieczek był także Zamek w Trzebieszowicach koło Lądka-Zdroju. Dla Wilhelma była to podróż sentymentalna: mieszkał tu jako nastolatek, znał każdy kamień i każde drzewo. O tej wycieczce młody książę napisał w swoim notatniku: Niezwykle przyjemny dzień! i zakończył ten wpis wielką literą E!.

Pałac w Bukowce / fot. Bogdan Basisko Adler

Budynek Herbaciarni w Bukowcu / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac Schaffgotschów w Cieplicach / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac w Mysłakowicach / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac w Pieszycach / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac Na Wodzie w Staniszowie / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac w Radocinach / fot. Bogdan Basisko Adler

Pałac w Mańczycach / fot. Bogdan Basisko Adler


Z zapisków w pamiętnikach i z listów dowiadujemy się także o innych miejscach, gdzie młodzi bądź gościli, bądź – wędrowali. Eliza w tym czasie była radosną, pełną energii dziewczyną, nie stroniła od pieszych wycieczek – np. na Śnieżkę czy nad Wodospad Szklarki. Dopóki zdrowie jej pozwalało, przemierzyła wiele górskich szlaków.

Gdyby udało się przejrzeć księgi rodzinne czy księgi gości, jakie miewały schroniska i pałace – być może w wielu napotkalibyśmy jej wpisy. Nie boli umieranie, lecz rozstanie z drogimi duszami. Ich pamięć i miłość towarzyszą mi - napisała Eliza w jednej z nich. Tu, wśród pięknych krajobrazów i pałaców Dolnego Śląska, przeżyła swoje najpiękniejsze i najsmutniejsze lata.

3 komentarze:

  1. Ale romantycznie sie zrobiło, super historia, zdjecia Bogdana zawsze w punkt, cudne :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma czegoś takiego jak pałac w Ciszycy. Kiedyś (przed wojną)faktyczne istniał przysiółek Ruhberg, ale dziś jest to integralna część Kowar. Dlatego poprawnie powinniśmy mówić / pisać: pałac "Ciszyca" w Kowarach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia tak jak piękne są Kowary. Zawsze przyjeżdżam tu z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.